Miłośnicy Ziemi Krośnieńskiej znowu w drodze… Tym razem na szlaku architektury kościelnej ziemi brzozowskiej.
Przepiękna pogoda w sobotę 31 sierpnia 2013 roku dodawała radości i optymizmu. Młodzi duchem eksploratorzy usadowiwszy się wygodnie w autokarze, przywitani ciepło przez Panią Prezes Wandę Belcik, zaopatrzeni w Vademecum wycieczki, przygotowane przez dr Tadeusza Łopatkiewicza, już o godzinie dziewiątej rano, wyruszyli w kierunku Haczowa.
Jeszcze tylko trochę formalności, sprawnie załatwionych spraw organizacyjnych i można było oddać się atmosferze podróżowania. Za oknem krajobraz końca lata, a może początku jesieni. Wszyscy poruszeni, że to już wykopki - na polach wzdłuż trasy naszego przejazdu widzimy grupki zbierających ziemniaki, zapracowanych ludzi, snujące się dymy z ognisk, na niebie klucz migrujących ptaków. Mijamy drzewa jeszcze zielone a z dojrzałymi już owocami. Miłe skojarzenia przy jarzębinach. I przykre przy kasztanowcach, które martwią - szrotówek kasztanowcowiaczek zbiera okrutne żniwo. Większość kasztanowców - jakby to był listopad, nie ma już wcale liści, niektóre jeszcze je utrzymują, ale te są suche i brązowe. Może to dla nas - miłośników, nie tylko zabytków architektury ale i przyrody, jest wyzwanie? Ratujmy kasztanowce.
Pierwszym celem naszej podróży jest kościół w Haczowie. To drewniana świątynia pw. Wniebowzięcia Matki Boskiej i Świętego Michała Archanioła, z początku 2 poł. XV wieku, znajdująca się na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Kościół w Haczowie jest jedną z największych i jednocześnie najstarszych świątyń drewnianych o konstrukcji zrębowej w Europie.
Dr Piotr Łopatkiewicz - nasz przewodnik, odkrywa przed nami historię świątyni i wskazuje ciekawe szczegóły architektoniczne. Haczowski kościół jest orientowany, z prezbiterium zamkniętym trójbocznie i szerszym korpusem nawowym. Po 1624 roku uzyskał czworoboczną słupową wieżę-dzwonnicę, podcienia i sygnaturkę, pod koniec wieku XVIII - kaplicę Matki Boskiej Bolesnej oraz skarbczyk. Dach kościoła kryty jest gontem. Naszą uwagę przyciąga podokapowy gzyms wieńczący, wsparty na zaczepach, z których cztery mają płaszczyzny o formach antropomorficznych, przedstawiających ludzkie twarze.
Południowe wejście do kościoła znajduje się pod sobotami. To drewniane drzwi z pięknymi zawiasami gotyckimi i ozdobami kowalskiej roboty. Tuż obok, na belkach zrębu pod sobotami, przewodnik pokazuje nam inskrypcje, które upamiętniają dramatyczne wydarzenia z historii Haczowa.
Pan Piotr przekonuje nas do niezwykłych walorów drewna jako budulca bardzo trwałego, które jeśli zastosowane jest odpowiedniej jakości, zdrowe - zdoła przetrwać wieki. Nie oprze się tylko wysokiej temperaturze, pożarom i ludzkiej głupocie. Przeprowadzamy "test twardości" drewna - "badamy" stare belki, te z XV wieku i te współczesne, użyte podczas prac konserwatorskich. Przyglądamy się przekrojom belek - liczymy słoje i grubość przyrostów. Drewno oryginalne jest bardzo twarde, w dotyku - jak stal; szerokość rocznych przyrostów (słojów) jest minimalna. W drewno użyte współcześnie z łatwością można wbić paznokieć, a z grubości słojów wyczytujemy, iż przyrastały one nawet centymetr rocznie.
Następna lekcja dotyczy gatunków drzew nadających się najlepiej na budulec. Piotr Łopatkiewicz obala nasze przekonanie, że najdoskonalszy, i użyty również do zwiedzanej świątyni, jest modrzew. Jak wyjaśniają nasi przewodnicy - w okresie staropolskim pojęciem "modrzeń" określano każde drzewo iglaste. Później określenie to wyspecjalizowało się i zaczęło znaczyć tylko i wyłącznie modrzew europejski Larix decidua. Stąd różni amatorzy wyciągnęli wniosek, że dawniej wszystko budowano z modrzewia, choć w istocie budowano najczęściej z jodły. Tak jest też z kościołem haczowskim.
W jego wnętrzu widzimy płaskie stropy, przegrodę tęczową o wykroju prostokątnym, ściany pokryte barwnymi dekoracjami malarskimi. Dekoracje pokrywają ponad 600 m2 ścian nawy i prezbiterium. Najwcześniejsze, dochowane do dzisiaj, są krzyże konsekracyjne, pochodzące z XV wieku. Z tego okresu pochodzi również 11 zachowanych desek stropowych pokrytych malaturami. Jak się dowiadujemy, stanowiły one podstawę współczesnej rekonstrukcji tej partii dekoracji kościelnej w roku 2000. Okazuje się, że w latach 90. wieku XX przeprowadzono we wnętrzu żmudne prace konserwatorskie, które odsłoniły gotyckie warstwy malarskie, pokryte w 2 poł. XIX wieku polichromią eklektyczną oraz pobiałami.
Nie mogliśmy, niestety, podziwiać malowideł w całej ich krasie. Przede wszystkim z powodu fatalnego oświetlenia i częściowego przysłonięcia osiemnastowiecznymi ołtarzami. Niektóre szczegóły możemy dostrzec w świetle latarki naszego przewodnika. Malowidła przedstawiają m.in. cykl Męki Pańskiej, sceny koronacji Najświętszej Marii Panny, św. Małgorzatę, św. Krzysztofa, sceny z Genesis. W kościele znajduje się również rzeźba Matki Boskiej z Dzieciątkiem z lat ok. 1550.
W drodze do następnego punktu naszej wycieczki, podczas krótkiego postoju był czas na miłe rozmowy przy herbatce i kawie podawane tradycyjnie już przez Panie Halinę Tenerowicz i Helenę Chodorowską.
Wkrótce ruszyliśmy w dalszą drogę, by po kwadransie dotrzeć do kościoła pw. Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny w Jasienicy Rosielnej. To również kościół drewniany, zrębowy, na kamienno-ceglanej podmurówce. Jego budowę rozpoczęto w roku 1770, konsekrowano go zaś w latach 90. XVIII wieku. Jasienica była już wtedy miasteczkiem (od 1720 r.), dlatego też program architektoniczny kościoła nawiązuje do architektury miejskiej i stąd dwie wieże w fasadzie frontowej, zegar na wieży, co było ważne dla miasta i odróżniało je od wsi, które najczęściej hołdowały jednej wieży w fasadzie zachodniej. Wieże jasienickie zwieńczone są barokowymi hełmami, rozdzielone kruchtą, krytą dwuspadowym dachem. Kościół z zewnątrz jest oszalowany deskami, zaś dach pokryty jest blachą.
W sylwecie zewnętrznej widzimy, że prezbiterium jest węższe i kalenica dachu nad prezbiterium jest niżej niż nad nawą, dlatego też więzary dachowe nad prezbiterium i nad nawą mają zupełnie inną szerokość. To nie jest już przykład średniowiecznego systemu więźbowo-zaskrzynieniowego (czyli z dachem o wspólnej kalenicy nad nawą i prezbiterium) i dowiadujemy się, iż jest to pierwsza cecha, po której możemy rozróżnić czy kościół utrzymany jest w tradycji sakralnej architektury późnośredniowiecznej.
We wnętrzu kościoła nie ma też zaskrzynień - charakterystycznych poszerzeń nawy. Kościół jest jasny. Ma wyposażenie pochodzące w większości z XVIII stulecia. Znajdujące się wewnątrz nastawy ołtarzy bocznych, nastawa ołtarza głównego, konfesjonały, chór muzyczny, prospekt organowy, ławki i ambona są zabytkami doby rokoka. Z zainteresowaniem słuchamy, że rokoko było formacją historyczno-artystyczną w wieku XVIII, na którą snobizowały się rody arystokratyczne i szlacheckie, dlatego też i Załuscy zdecydowali się sięgnąć do awangardowej formy artystycznej z płomienistym grzebieniem rokokowego ornamentu małżowinowego. Wśród zabytków odnajdujemy portrety i epitafia fundatorów świątyni, rodziny Załuskich - Marianny i Ignacego, dziadków Karola Załuskiego - założyciela Iwonicza Zdroju. Mówiąc o portretach fundatorskich nasz przewodnik zwraca uwagę na analogie z kościołem pw. Św. Marii Magdaleny w Dukli.
Kilkanaście lat temu wnętrze kościoła poddane zostało gruntownym pracom konserwatorskim. W toku prac około nastawy ołtarza głównego, w roku 2005 ujawniono cenny zabytek późnogotyckiego malarstwa tablicowego - obraz Koronacji Matki Boskiej. Obraz jest absolutnie unikatowy, ważne dzieło anonimowego malarza - Mistrza Tryptyku z Połomii.
Opowiadając o oglądanych zabytkach, Pan Piotr zwrócił naszą uwagę na wiele istotnych szczegółów, które często traktowaliśmy zbyt powierzchownie, a innych niekiedy nie znaliśmy. Ale przecież już na początku naszej podróży otrzymaliśmy zapowiedź, że to, w czym weźmiemy udział, to nie będzie zwykła wycieczka, lecz również warsztaty zabytkoznawcze. Zostało nam przypomniane, że we wszystkich religiach świata, każda aktywność religijna wymaga stołu ofiarnego. I to stół ofiarny właśnie, jest ołtarzem. To, co widzimy za nim i ponad nim, jest nastawą ołtarzową. W jasienickiej świątyni uwagę zwraca jeszcze barokowa belka tęczowa - element przegrody między nawą a prezbiterium, z historycznym Ukrzyżowaniem i figurami asystencyjnymi.
Wychodząc z kościoła, w kruchcie, oglądamy mocno nadpalony krucyfiks. Funkcjonuje o nim tradycja, że jest rzeźbą rzekomo gotycką. My już teraz wiemy, że to dzieło osiemnastowieczne (z około 1710-1720 r.), które w roku 1970 uratowano z pożaru miejscowego kościoła cmentarnego. W ogrodzeniu kościelnym znajduje się murowana dzwonnica parawanowa z roku1928, wzniesiona przez Stanisława Bergmana, budowniczego krośnieńskiego.
Jadąc doliną Stobnicy opuściliśmy Jasienicę Rosielną. Przed nami drewniany kościół w Bliznem, pw. Wszystkich Świętych, oraz zespół kościelno-plebański, jeszcze jeden zabytek wpisany w roku 2003 na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Dowiedzieliśmy się, że to, co zachwyciło przybyłych w 2001 r. do Bliznego członków Światowej Komisji UNESCO, to fakt, iż nie jest to zabytek wyrwany z kontekstu, lecz jest to zespół budowli w historycznym krajobrazie, otoczony historycznym drzewostanem. Nawet kościół w Dębnie Podhalańskim, nie zrobił na ekspertach UNSECO takiego wrażenia.
Przewodnik zwraca naszą uwagę na historyczne otoczenie, na zabytkowy zespół kościelno-plebański. Dowiadujemy się, że to jedyny zachowany kompleks - tego nie ma już nigdzie w Polsce. Już wiemy, że kościół blizneński jest starszy o - być może - dekadę od świątyni haczowskiej. Wtopiony w krajobraz pogórzański, otoczony starodrzewem i murowanymi kapliczkami wzniesionymi w ogrodzeniu, jest budowlą orientowaną, wzniesioną w konstrukcji zrębowej, na kamiennej podmurówce i w całości pokryty jest gontem.
Tutaj dowiadujemy się także jak sposób wyrobu gontu (szczypanie lub cięcie) wpływa na późniejszą jakość i trwałość pokrycia, bez względu na warunki atmosferyczne. Gonty szczypane produkowane są ręcznie, poprzez promieniste rozszczepienie siekierą klocka drewna, który rozpada się wzdłuż naturalnych włókien na deszczułki o przekroju trójkątnym. W związku z zachowaniem naturalnej struktury drewna, jest znacznie bardziej odporny na warunki atmosferyczne niż gont wykonywany z desek ciętych piłą, która przecina naturalne włókna, co powoduje, że takie gonty pod wpływem zmiennych warunków atmosferycznych paczą się i pękają, a pokrycie z nich wykonane ma znacznie mniejszą trwałość i jest mniej estetyczne.
We wnętrzu kościoła blizneńskiego kolejny, jak określił to nasz przewodnik - "absolutny fenomen". Otóż na ścianie południowej nawy oraz na parapecie chóru muzycznego, widnieją malatury z roku 1649, fundowane przez miejscowych kmieci. Te indywidualne i zbiorowe fundacje chłopskie są poświadczone napisami fundacyjnymi.
Najwcześniejsze ślady dekoracji malarskiej świątyni to zacheusze konsekracyjne z wieku XV. Z połowy wieku XVI pochodzą: cykl Męki Pańskiej oraz kasetonowa dekoracja stropu w prezbiterium, a także Sąd Ostateczny na północnej ścianie nawy. W następnym wieku ufundowano wyposażenie ruchome świątyni - możemy obejrzeć ołtarz główny z obrazem Adoracji Matki Bożej przez Wszystkich Świętych. Każdy miniony wiek wycisnął na blizneńskiej świątyni piętno - po odsunięciu przez księdza proboszcza współczesnej, sterowanej pilotem zasuwy, ujrzeliśmy cenny zabytek późnogotycki - figurę Madonny z grupy Zwiastowania.
W przeciwieństwie do kościoła haczowskiego, mamy tu dobre oświetlenie wnętrza. Zachowano pierwotne, w stosunku do założenia piętnastowiecznego, otwory okienne zamknięte późnogotyckimi łukami wygiętymi w ośli grzbiet. Podobnie jak portal do zakrystii, do której, co bardziej ciekawscy z nas, nie odmówili sobie wejścia. Przegroda tęczowa nosi wykrój ostrołukowy, na belce znajduje się barokowa grupa rzeźbiarska Pasji.
Opuszczając to miejsce oglądamy (z zewnątrz tylko) wzmiankowany wcześniej, zespół kościelno-plebański, na który składają się stara plebania (wikarówka - zbudowana przed 1699), dawna szkoła parafialna (z 1866 r.) oraz spichlerz i stodoła - plebańskie zabudowania gospodarcze. Z okien autokaru widzimy jeszcze drewniany budynek szpitala.
Przemieszczając się dalej doliną Stobnicy, autokar wiezie naszą grupę do Humnisk. Po drodze, w Starej Wsi, przejeżdżamy obok barokowego zespołu klasztornego. Nasi przewodnicy zadbali i tutaj, byśmy otrzymali garść informacji o dawnym klasztorze paulinów, który obecnie pełni funkcję jezuickiego klasztoru z kolegium. Dowiadujemy się również, że początki miejscowości sięgają czasów Kazimierza Wielkiego, który wydał dokument lokacyjny dla osady nad Stobnicą, nazwanej Brzozowa. Na południe od osady, na wzgórzu, powstało później miasto o tej samej nazwie. Z czasem miasto Brzozów stało się centrum rozległego klucza dóbr biskupich, zaś dawna osada wiejska przyjęła nazwę Starej Wsi.
W Humniskach zwiedzamy kościół pw. Św. Stanisława Kostki, wybudowany w XV wieku, konsekrowany w roku 1556, zaś a po najeździe tatarskim 1624 - gruntownie wyremontowany i przebudowany. Świątynia wzniesiona na kamiennej podmurówce, jako budowla jednoprzestrzenna, w kolejnych wiekach była rozbudowywana - przybudowano doń zakrystię, przedłużono nawę, dobudowano boczne kaplice transeptowe, przystawiono trzy kruchty. Modyfikacjom uległ też dach - obecnie więźba dachowa dźwiga połacie dwuspadowego dachu jednokalenicowego, pokrytego miedzianą blachą. Taka blacha użyta została też na zwieńczonych wieżyczkami dachach kaplic bocznych.
Mamy okazję zobaczyć rzadki przykład rozplanowania wnętrza, w którym nawa jest tej samej szerokości, co zamknięte trójbocznie prezbiterium. Wnętrze nakrywają płaskie stropy, kiedyś był to strop belkowy. Usunięto jednak wiele elementów konstrukcyjnych, działając w dobrej wierze, choć irracjonalnie. Dokonano tym samym nieodwracalnych zmian w kościele o kluczowym znaczeniu dla rozwoju drewnianej architektury sakralnej w Polsce. W latach trzydziestych XX wieku podjęto decyzję o wprowadzeniu do wnętrza tynków, które zostały założone na ruszcie z wikliny, przybitym wprost do belek zrębu i desek stropu. Gruba warstwa tynku utworzyła szczelną skorupę o niskim współczynniku przenikania pary wodnej, dając korzystne warunki dla rozwoju grzybów i pleśni oraz żerowania drewnojadów. Dodatkowym problemem jest sam ciężar tynków. W ostatnich latach podczas badań historyczno-architektonicznych w kościele tym ujawniono liczne ślady pierwotnych dekoracji malarskich.
Ostatni zaplanowany do zwiedzenia obiekt, to kościół pw. Wniebowzięcia Matki Boskiej w Jaćmierzu. W drodze do Jaćmierza urządziliśmy krótki przystanek we Wzdowie, gdzie przespacerowaliśmy się po parku otaczającym dawny pałac Ostaszewskich. Zarówno sam pałac, jak i park są obecnie opuszczone i bardzo zaniedbane.
Świątynia jaćmierska jest - jak i wszystkie pozostałe, które zwiedziliśmy podczas naszej wycieczki - kościołem orientowanym, drewnianym o konstrukcji zrębowej. Wzniesiona została około roku 1640. Kościół wraz z frontowymi wieżami ma elewacje zewnętrzne szalowane deskami. Wnętrze przykrywają stropy płaskie, ściana tęczowa i arkady, oddzielające nawę główną od bocznych, mają wykrój półkolisty. Na belce tęczowej znajduje się późnobarokowa Grupa Pasji. W zakrystii jaćmierskiej zachowały się najstarsze malowidła z początku XVIII wieku. Ważnymi elementami wyposażenia świątyni są m.in. późnobarokowy ołtarz główny, z obrazem Matki Boskiej z Dzieciątkiem, i tabernakulum, ambona z płaskorzeźbą słońca, marmurowa chrzcielnica z drewniana pokrywą.
Po opuszczeniu kościoła obejrzeliśmy także rynek jaćmierski z jego zabudową, rzeźbami lokalnego twórcy, starym ratuszem i izbą pamięci. Odwiedziliśmy także na koniec skromny kościół polskokatolicki pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa.
Bardzo przyjemnym zakończeniem naszej wyprawy był wspaniały poczęstunek, którym uraczono nas w sali ratusza, obecnie domu ludowego.
W doskonałych nastrojach wróciliśmy do Krosna, zadowoleni, że zgodnie z daną o poranku obietnicą nasz wyjazd był przyjemną wycieczką, ale miał przy tym również charakter interesujących warsztatów terenowych.
Dzięki profesjonalnemu przewodnictwu wróciliśmy mądrzejsi i bogatsi w wiedzę. I znowu zachwyciliśmy się niezwykłością tego, co mamy tak blisko. Podróże wakacyjne odsłaniały bowiem przed nami różne dziwne, czasem odległe zakątki świata, a jednocześnie uświadomiły nam, że to, co jest nieomal na wyciągnięcie ręki, pozostaje nieznane, czeka na nas, na nasze spojrzenia, naszą uwagę, a nawet dumę.
Opracowano z wykorzystaniem Vademecum wycieczki przygotowanego dla uczestników wyjazdu przez dr Tadeusza Łopatkiewicza
Foto: Tadeusz Łopatkiewicz
Zobacz też fotogalerię z wycieczki w Brzozowskie (tylko dla zalogowanych)