Czasami się spieram. Wywołuję konsternację. Powoduję zgrzyt w bogoojczyźnianej wyobraźni i działalności Stowarzyszenia. A jednak, gdy trąbią na apel, jak koń kawaleryjski zrywam się, by pędzić na wezwanie. Nie zawsze to się udaje. Kopyta i zęby przytarte, lekka zadyszka, drobny lęk przed schodami, trudno dostrzec kierunek na kompasie, a GPS-owa panienka powtarza "zawróć, jeśli to będzie możliwe". Mimo tego, po miesiącach oczekiwań w dniu 8 czerwca 2013 roku, szczęśliwie dotarłem do Sandomierza.
Tak się składa, że kilka razy w roku, w drodze do Krakowa, przejeżdżam tuż obok katedry sandomierskiej, stojącej na skarpie. Nigdy jednak nie złożyło się tak, by wystarczyło woli i samozaparcia, by do niej, i w ogóle do Sandomierza, wstąpić. Ale w wyżej wymienionym dniu spotkało mnie szczęście potrójne.
Po wielu miesiącach mogłem znowu spędzić kilka godzin w towarzystwie wspaniałych Krośnian, członków szanownego Stowarzyszenia. Spotkać, a także, co smutniejsze - nie spotkać, wielu kolegów i znajomych. To wspaniałe, tak w pół drogi, porozmawiać, albo tylko być razem. A przecież minęło już tyle lat, od kiedy z nostalgię i sentymentem mogę tylko z daleka, właściwie dzięki stronie internetowej, obserwować zmiany, rozwój Krosna i działalność Stowarzyszenia.
To piękne, po wielu latach, na nowo odkryć urok Sandomierza, zawstydzić się, że to prawie pod ręką i zawsze jakieś wyimaginowane przeszkody. Dotknąć cegły z Bramy Opatowskiej, która pamięta czasy Kazimierza Wielkiego, zdziwić się, że już wtedy była. A to przecież logiczne, bo przecież "...zostawił Polskę murowaną". To prawda, ale w mojej rodzinnej wsi pierwszy murowany dom powstał w latach sześćdziesiątych dwudziestego wieku i wywołał spore zamieszanie obyczajowo-mentalne. Z wdzięcznością myślę więc o turystyczno-krajoznawczej stronie działalności Stowarzyszenia, w której nie mogę niestety w pełni uczestniczyć. Z nostalgią myślę o wycieczkach zagranicznych organizowanych przez Stowarzyszenie, które mnie mobilizowały i były właściwie moim jedynym oknem na świat. Ach, łza się w oku kręci! Niespecjalnie dalekie, nieuciążliwe, nie takie znów drogie, a takie wspaniałe i piękne. Legendarne wycieczki Stowarzyszenia! Pięknie udokumentowane i przedstawione na stronie internetowej przez naszego wspaniałego, pracowitego i zaangażowanego w działalność Stowarzyszenia - Wiceprezesa dr Tadeusza Łopatkiewicza. Na pięknych i interesujących zdjęciach z wycieczek i innych imprez jest wszystko. Życzliwy i zniewalający duch Stowarzyszenia, przejęci uczestnicy, obiekty, ciekawostki, humoreski. Brakuje tylko Tadzia. Czasami mignie na jakiejś imprezie, gdy ma wystąpienie lub zabiera głos. W Sandomierzu obserwowałem i starałem się udokumentować jego żmudną, wymagającą uwagi i koncentracji pracę fotoreportera. A miał jeszcze czas i siły by zająć się sprawami organizacyjnymi, komentarzami do podawanych przez przewodnika wiadomości, z uśmiechem i życzliwością podać rękę i przeprowadzić zagubionych przez sandomierskie ulice, wysłuchać i doradzić mających problemy i wątpliwości historyczno-faktograficzne. Trudno dorównać mistrzowi, ale starałem się jak mogłem. Czy mi się udało? Trudno powiedzieć.
Marian Kliszczewski Oddział Lubelski SMZK |
PS. Serdecznie pozdrawiam (również w imieniu żony Zofii i siostry Aliny, które z wielką radością uczestniczyły w spotkaniu z sympatycznymi Krośnianami i Sandomierzem) uczestników wycieczki. I tak zupełnie prywatnie-plotkarsko. Trzecia radość to spotkanie w Sandomierzu z wnuczką, która udawała się na tygodniowe odwiedziny do dziadka, do Kolana na Polesiu Lubelskim. A tomik wierszy " Drugi brzeg" z dedykacją znakomitego poety Jana Belcika, który otrzymałem od Autora, to wiele radości na każdy dzień.
Fotografował: Marian Kliszczewski
Komentarze
Dziękuję za dobre słowo, ale nie mnie jednemu się ono należy! Ciągniemy ten zaprzęg viribus unitis...
Pozdrawiam serdecznie